Rozszczepilam sie na kolory, zeby przetrwac.
Tak jak Vincent. Ludzie mowia, ze obsesyjnie gonil za kolorem i postradal przez to zmysly. Mysle, ze szalenstwo przyszlo o wiele wczesniej- tak jak przychodzi w kazdym z nas. Wszyscy jestesmy psychicznie zranieni, bo swiat w ktorym dojrzewamy sam jest zraniony.
Dlaczego mam smialosc porownywac sie do van Gogha?
Bo stygmatyzacja pali tak samo w kazdym stuleciu.
Bo swiat nie mierzy naszych ran slawa.
Bol jest demoktatyczny.
Nie rozpadamy sie, jestesmy przearanzowywani.
Przearanzowana trauma wraca, za kazdym razem uderzajac z innej strony, jakby bol uczyl sie wlasnej geometrii.
Konstelacja niewypowiedzianych prawd, rozszerzajacych sie poza kadr , odblokowujacych to co niewidzialne, z kazda kolejna warstwa tej obsesyjnej tesknoty za kolorem.
Jestem szalona tak jak Vincent. Tak, jestem: oficjanie potwierdzona.
Ale jestem tez jak on, bo obsesyjnie poszukuje piekna wszedzie.
Nie dlatego, ze piekno jest "ladne", ale dlatego, ze nadaje sens, pozwala duszy poczuc wlasna glebie, a to uczucie jest najblizej wolnosci, a wolnosc jest bezcenna.
Artysta ma jedno osobliwe blogoslawienstwo:
nawet jesli cos go zniewala,
siega po sztuke by przeszukiwac kolory, ksztalty, formy- szukajac kryjacego sie tam piekna, polujac tak naprawde na ta "niemozliwa" rzecz nazywana wolnoscia, a samo jego poszukiwanie staje sie juz wyzwoleniem.
Poniewaz nigdy nie cel nas leczy, ale droga.
Tak jak Vincent, i ja oddycham latwiej, gdy moja sciezka wypeniona jest kolorem.
Bo coz na tym swiecie jest bardziej czule, bardziej wyrozumiale niz ... blekit nieba: czasem daje tecze, czasem szare chmury, ale zawsze ofiarywujacy samego siebie?
" Jesli naprawde kochasz nature, znajdziesz piekno wszedzie." Vincent van Gogh
Rozszczepilam sie na kolory, zeby przetrwac.
Tak jak Vincent. Ludzie mowia, ze obsesyjnie gonil za kolorem i postradal przez to zmysly. Mysle, ze szalenstwo przyszlo o wiele wczesniej- tak jak przychodzi w kazdym z nas. Wszyscy jestesmy psychicznie zranieni, bo swiat w ktorym dojrzewamy sam jest zraniony.
Dlaczego mam smialosc porownywac sie do van Gogha?
Bo stygmatyzacja pali tak samo w kazdym stuleciu.
Bo swiat nie mierzy naszych ran slawa.
Bol jest demoktatyczny.
Nie rozpadamy sie, jestesmy przearanzowywani.
Przearanzowana trauma wraca, za kazdym razem uderzajac z innej strony, jakby bol uczyl sie wlasnej geometrii.
Kazdy odlamek niesie wspomnienie czyjegos wpomnienia, ciszy, pytania zawieszonego w powietrzu.
Konstelacja niewypowiedzianych prawd, rozszerzajacych sie poza kadr , odblokowujacych to co niewidzialne, z kazda kolejna warstwa tej obsesyjnej tesknoty za kolorem.
Jestem szalona tak jak Vincent. Tak, jestem: oficjanie potwierdzona.
Ale jestem tez jak on, bo obsesyjnie poszukuje piekna wszedzie.
Nie dlatego, ze piekno jest "ladne", ale dlatego, ze nadaje sens, pozwala duszy poczuc wlasna glebie, a to uczucie jest najblizej wolnosci, a wolnosc jest bezcenna.
Artysta ma jedno osobliwe blogoslawienstwo:
nawet jesli cos go zniewala,
siega po sztuke by przeszukiwac kolory, ksztalty, formy- szukajac kryjacego sie tam piekna, polujac tak naprawde na ta "niemozliwa" rzecz nazywana wolnoscia, a samo jego poszukiwanie staje sie juz wyzwoleniem.
Poniewaz nigdy nie cel nas leczy, ale droga.
Tak jak Vincent, i ja oddycham latwiej, gdy moja sciezka wypeniona jest kolorem.
Bo coz na tym swiecie jest bardziej czule, bardziej wyrozumiale niz ... blekit nieba: czasem daje tecze, czasem szare chmury, ale zawsze ofiarywujacy samego siebie?
" Jesli naprawde kochasz nature, znajdziesz piekno wszedzie." Vincent van Gogh